Co nas trzyma i dlaczego?

Co nas trzyma i dlaczego?

Z porannego biegania zabrałam dziś ze sobą taki obrazek. Z czym Wam się kojarzą kotwice?

Bo ja mam dwie myśli: 1. kotwiczenie zachowania (zwłaszcza jakiegoś nowego nawyku, który chcemy wykształcić) oraz 2. (za)trzymanie w miejscu.
Dziś mi bliżej do drugiego kontekstu. Bo ma ono dla mnie dwa oblicza:
Fajnie jest się do czegoś „przypiąć” i tego się trzymać: np. jakiegoś celu, kierunku działania, marzenia, może konkretnych osób, pracy, a nawet wyobrażenia sobie, o innych, o świecie. To daje poczucie bezpieczeństwa, dobrostanu, pewności, może jakiegoś też wpływu, sprawczości….
Ale (no bo przecież musi być jakieś „ale” 😉) myślę o tym też, czy każde „trzymanie” jest ostatecznie dobre. I po czym byśmy poznali, że nie jest. I czy poznawszy to, zdecydowalibyśmy się na „odwiązanie”.

Ja się „odwiązałam” kiedyś od pracy na etacie. Potem „odwiązałam” się od mojego wyobrażenia o byciu trenerką-freelancerką. I od wielu innych spraw, relacji, wyobrażeń.

Dziś jestem niekiedy w roli wspierania zespołów czy managerów w odkrywaniu ich własnych „kotwic” i sprawdzania z nimi: na ile te przywiązania im służą, co im realnie dają, z czego wynikają, co za nimi stoi. Czasem są to wielkie odkrycia. Czasem istotne, czasem przechodzą bez echa. Niekiedy są impulsem do zmiany. A czasem wyborem jest trwać przy tym, co znane. Niemniej zawsze warte nazywania.

Przypomina mi się w związku z tym praca z pewnym managerem, który z wielkim zdziwieniem odkrył swoje przywiązanie do roli „wybawiciela” i „pocieszyciela” swoich pracowników. Na pozór wydawać by się mogło, że takie zarządzanie zespołem jest właściwym sposobem na osiąganie efektów. Cóż, jeśli ostatecznie prowadzi ludzi do wyuczonej bezradności, bo przy każdym wzywaniu czy problemie pracownicy mogli liczyć na ratunek swojego szefa? Manager trzymał się mocno swojego wyobrażenia o zarządzaniu, widząc siebie w roli troskliwego taty, zanim doszedł do wniosku, że przecież ma do czynienia z dorosłymi, samodzielnie myślącymi i doświadczonymi ludźmi i że tak naprawdę to potrzebuje od nich tej samodzielności i dorosłości. Pozwolenie zaś na to nie będzie żadną rysą na jego własnym obrazie managera, a właśnie dopełnieniem jego własnej odpowiedzialności za zespół. Troska o ludzi nie jest niczym złym, pod warunkiem, że nie odbiera im sprawczości. Manager uwolnił się od kotwicy „troski” i zaczął budować silny, dojrzały zespół.

Zapraszam do przyjrzenia się Waszym „kotwicom” – może dokonacie ważnego odkrycia. Tego Wam bardzo życzę!